niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 2

Gdy dotarli pod drzwi szkoły, Elsa odetchnęła głęboko. Nie może to wyjść na jaw. Nigdy nikomu o tym nie mówiła, a dziś to nie wyjątek. Musi się skupić I myśleć o przyjemnych rzeczach. ,, Pamiętaj Elso. Musisz się zaszyć w kąt I jak ktoś cię będzie zaczepiał, olej go'' powtarzała sobie w myślach. Nie zauważyła nawet, że Jack wszedł już do szkoły I czekał na nią przy głównym wejściu do holu, gdzie tłoczyło się już dosyć sporo uczniów.
- Gdzie ty odpływasz tak często myślami, co?-sytał gdy blondynka dołączyła do niego.
- Nie twoja sprawa Frost-odpowiedziała oschle-do, której klasy chodzisz?
-Do tej samej co ty.
- Czyli?
- 1 a.
- Znasz tam kogoś?- zapytała niebieskooka lękliwie się rozglądając.
- Serio zadałaś to pytanie? Ja znam tu wszystkich! Chyba nie masz facebook'a królewno.-zacmokał z niezadowoleniem. Elsa popatrzyła na niego jak na wariata.
- A co w tym waszym 'fejsie' jest takiw zajmujące? Tam tylko poznajesz osoby, rozmawiasz  z nimi I tylko tyle. Żadnych porządnych treści I  głupie zdjęcia zrobione ze znajomymi w najzwyklejszym parku.
Chłopak popatzrzył na nią jak na ufoludka z innej planety. Jak można nie widzieć niczego zajmującego w chatowaniu ze znajomymi?! Nie zdążył wyrazić swoich poglądów na wypowiedź nowej koleżanki, bo doszli już pod klasę. Dziewczyna weszła speszona i usiadła w najdalszym kącie klasy. Przed ławką blondynki siedziały trzy dziewczyny. Jedna z długimi, złotymi włosami I zielonymi oczyma. Druga z burzą ognisto rudych włosów I niebieskimi oczami. Trzecia zaś miała truskawkowo blond włosy splecione w dwa warkocze z jednym białym pasemkiem I niebieskimi oczami. Cała trójka gadała o makijażach, modzie I chłopakach dopóki nie zauważyły Elsy, siadającej za nimi. Od razu rozpoczęły rozmowę z nowo przybyłą.
-Hejo, jestem Anna ale mów mi Ann, to jest Merida-powiedziała wskazując na dziewczynę z rudo czerwonymi włosami- ato jest Roszpunka, ale woli gdy mówi się do niej Punzie- I pokazała na Roszpunkę. - a ty? Jak się nazywasz?
- Ja? Ja jestem Elsa Wright.  Miło mi was poznać.- powiedziała Elsa patrząc kolejno na nowe koleżanki.
- Masz świetny gust. Strasznie podoba mi się twój sweter. A to zestawienie ze śnieżynkami to poprostu cud miód! No... nie mogłam się powstrzymać- odpowiedziała złotowłosa na pytające spojrzenia przyjaciółek I Elsy. Ta akurat się zarumieniła.
- Dzięki Punzie. Nikt jeszcze mi takich miłych rzeczy nie mówil oprócz mojego brata.
- Masz w takim razie super brata, Elsa. Zazdroszczę ci.-powiedziała dziewczyna dosiadająca się do ławki Elsy.-Jestem Sonata Ice. Mam 18 lat. Też mam rodzeństwo ale ja mam siostrę. Ma na imię Alicia I ma 7 lat. Jest słodka ale tylko czasami. Umie być dobrze znanym nam wszystkim diabłem.- Sonata roześmiała się cicho I zwróciła się do dziewczyn.-a wy? Macie rodzeństwo?
- Trzech, rudych braci.- powiedziała Merida.
- Siostrę w wieku 6 lat o blond włosach I zielonych oczach-powiedziała Punka.
- 25 letniego brata Hansa, ale ja na niego mówię wiewióra.-odpowiedziała Ann.-ale ojciec kiedyś opowiadał mi o mojej starszej ode mnie zaginionej siostrze. Podobno mama gdy ją urodziła spadła niebieska gwiazda I biło mocne światło księżycowe. Potem, kiedy miała 2 lata porwała ją jakaś kobieta. Miała czarne włosy, brązowe oczy I ostro zakończony nos. Legendy mówią, że moja siostrzyczka była królową śniegu i lodu- Elsa  poruszyła się niespokojnie-ale to tylko bajki-skończyła smutno Ania.
Wszystkie dziewczyny zamilkły mając łzy w oczach. Ann nie wytrzymała  i padła w objęcia najbliższej osoby z którą siedziała, czyli Meridzie, szlochając co jakiś czas.
Nagle rozległ się dzwonek i do klasy weszła nauczycielka. Wszyscy mimowolnie zaśmiali się cicho.
-Ekhm... Panie i Panowie, witaam na pierwszej lekcji nowego roku szkolnego 2015/2016, pragnę powitać pannę Wright, która dołączyła do nas i od tego roku szkolnego, będzie  z nami chodziła do klasy. Pokaż się, Elso.
Dziewczyna wstała i uśmiechnęła się nieśmiało. Chłopacy rozdziawili usta(kujoni), inni zagwizdali(popularni). Ich dziewczyny zrobiły się straszliwie zazdrosne i posłały Elsie mordercze spojrzenia. 
-Ekhm... tak panno Wright, może już panna usiąść.A więc dziś będziemy rozmawiać o...
*********************************************************************************
Tak minął Elsie pierwszy dzień szkoły. Znalazła nowych przyjaciół. To było jej największe osiągnięcie. Wychodziła ze szkoły z przyjaciółkami w doskonałym nastroju. 
-Myślę,że powinnyśmy się spotkać po lekcjach w piątek, nie uważacie?-zaproponowała Sonata.
-Świetny pomysł! Tylko gdzie?-zapytała podekscytowana Anka.
-Centrum handlowe?-podsunęła Punka.
-Ee... może kręgielnia?-natchnęła Merida.
-A co powiecie na park?-zasugerowała Elsa.
-Superaśny pomysł, Elsi!-wykrzyknęła Ania.
-Mam tylko pytanie... umiecie grać na jakichś instrumentach?
-Ja na perkusji!-krzyknęła Merida.
-Wiolonczela-powiedziała Punzie.
-Gitara basowa-rzekła Sonata.
-Skrzypce-bąknęła Ania.
-Ja na gitarze. Takiej zwykłej. Co powiecie na to, że w piatek wezmę gitarę i pośpiewamy sobie trochę w parku?- odezwała się Elsa.
-TAK!!!!!!!- wrzasnęły wszystkie cztery.
-No to jesteśmy umówione.-powiedziała Elsa- do jutra!
-Na razie Els! Pa wszystkim!- i każda rozeszła się w swoją stronę. Elsa właśnie uświadomiła sobie, że ma cztery wspaniałe przyjaciółki i są umówione na piątek.
Zapowiada się wspaniały weekend!
*********************************************************************************

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 1

**Elsa**
Obudziłam się o 6.00, czyli jak zawsze przed nowym rokiem szkolnym. Wciągnęłam na swoje chude i długie nogi (aczkolwiek nie jestem za bardzo wysoka) jeansy, na górę dip die sweter, trampki, kolczyki ze śnieżynkami i ostatni prezent od mamy- wisiorek też ze śnieżynką. Wszystko tworzyło piękną całość.Wzięłam moją torbę i bilety na metro. Pobiegłam do kuchni zrobić Damien'owi jego ulubione śniadanie, mianowicie naleśniki I kakao. Zrobiłam ciasto I właśnie zabierałam się do smażenia ich, gdy do małej, ciasnej kuchni, wszedł, trąc jeszcze oczy, mój mały brat, ubrany w ciemne jeans'y , czerwony podkoszulek, I puchate kapcie. Chciało mi się wtedy wybuchnąć śmiechem lecz wiedziałam, że to by go zraniło. Usiadł na krześle przy oknie i zaczął oglądać miasto z 4 piętra na którym mieszkaliśmy. 
- Jak tam samopoczucie?- zapytałam.
- Boję się, e nikt nie będzie mnie tam akceptował- odpowiedział młody.
- Ja mam się czego bać bo jak stracę panowanie nad moimi emocjami to zamrożę całą szkołę ale ty? No pomyśl, nikt tam się nie zna, mają w perspektywie albo siedzieć cicho I jeść lunch samotnie, lub zapoznać siė z kimś I trzymać się tej osoby. U mnie w colleg'u wszysy się znają, niektórzy ze sobą chodzą, I nie zapominajmy o tak zwaenej czarnej strefie, czyli ludzi handlujăcych narkotykami, dziewczyny palące I ubrane wyzywająco I przekleństwa padajăce regularnie z ich ust. Lepiej u mnie czy u ciebie?- tymi słowami skończyłam swój wywód I postawiłam na stole talerz pełen parujących naleśników I już wyjmowałam Nutellę oraz dżem gdy pierwszy od góry naleśnik został spałaszowany przez mojego kochanego brata.
- A poczekać na starszych to nie łaska?-zapytałam udając złość.
-  No co... są za dobre! - jakby na potwierdzenie tych słów pożarł nastęny wpychając uprzednio łyżkę do Nutelli I rozsmarowując krem pośrodku. Mlaskał strasznie, a potem przełknął z trudem I popił kakaem. Roześmiałam się i on też. Tak nam upłynęło śniadanie.  Potem oczywiście musiałam ubrać brata w odpowiedni strój. Zrobiliśmy toaletę, a ja lekki makijaż I toaletę, wzięłam bilety I torbę oraz brata za rękę I zjechaliśmy na dół, na parter.
******************************************
Byliśmy na stacji metra czekając na linię nr 34 , kóra podjeżdża prawie pod samą szkołę Damien'a. Wreszcie nadjechał wyczekiwany tramwaj I oboje wsiedliśmy do wagonu, w którym było najmniej osób. Wskazałam bratu miejsce a sama stałam oparta o poręcz. Miałam niejasne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Obróciłam się I zobaczyłam białowłosego chłopaka, który stał oparty o poręcz tak jak ja, a naprzeciwko niego siedziała na krzesełku mała brązowowłosa dziewczynka, która wlepiała swe wielkie czekoladowe oczy w obraz za oknem, czyli w ciemność. Chłopak rzeczywiście gapił się na mnie. Posłałam mu lodowate spojrzenie i wtedy dopiero się obudził. Przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynkę siedzącą przed nim. Nagle zapytała:
-Podoba Ci się tamta dziewczyna?-zapytała swojego(bodajże)brata pokazując palcem na mnie. Ten zarumienił się po same uszy.
-Em, porozmawiamy później.
-Ale tak czy nie?
-Nie. A teraz siedź cicho, bo nikt nie będzie cię lubił w tej szkole przy Franz Sigiel Park.
NIE! Ten gość ma siostrę w tej samej szkole co mój brat! I co może jeszcze nasze rodzeństwo będzie chodziło do tej samej klasy?
-Franz Sigiel Park. Please if you were waiting for this stop, get out. Good day!-oznajmił głos z głośnika. Poderwałam brata z miejsca i wysiedliśmy. Za nami oczywiście ten gość ze zbyt dociekliwą siostrą.Przyśpieszyłam kroku wiedząc,że brat ma na 8.00, a była 7.45. Do szkoły dotarliśmy jeszcze 5 minut przed rozpoczęciem lekcji. Odprowadziłam młodego pod salę, przedstawiłam nauczycielce brata i powiedziałam, jaka u nas jest sytuacja. Ona pokiwała głową i wskazała Damien'owi miejsce.
-Nie lubię jej.-zwierzył mi się od razu po odejściu od biurka nauczycielki.
-Może jest miła? Albo dobrze cię nauczy tego czego zawsze się chciałeś nauczyć? Na przykład czytania?-mówiłam pocieszająco.
-A co jak nie? I będę czytać jak ostatni kretyn?
- Wiesz co, ja też jej nie lubię. Ale nie oceniaj ludzi po okładce. Porozmawiamy po lekcjach, ok?
-Ok. Kocham cię siostrzyczko!-Powiedział i przytulił się do mnie. Ja odwzajemniłam uścisk. Potem ogrzyca kazała nam wyjść(rodzinom). Zamknęłam drzwi do ich sali gdy na korytarz wpadł ten sam chłopak ze swoją siostrą. Dosłownie wlecieli do sali i po chwili zdyszany chłopak wypadł zza drzwi.Przejechał sobie dłonią po twarzy i usiadł na ławce obok sali.Wyciągnęłam z torby telefon i słuchawki i włączyłam sobie moją jedną z ulubionych piosenek, Basto-hold you. Skierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. Nagle, po mimo grającej muzyki, usłyszałam, że ktoś mnie goni. Odwróciłam się i zobaczyłam niebieskookiego biegnącego w moją stronę.
-G-gdzie chodzisz do c-collegu...?-wystękał z trudem.
- Do Metropolitan College of New York-odpowiedziałam.
-Ja też! Idziemy razem?-spytał.
-Jak chcesz, mnie obojętnie.-odpowiedziałam nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.
-Wiesz, każda dziewczyna dałaby wszystko żeby, ze mną iść-powiedział chytrz się uśmiechając.
-Ja cię nie znam bo jestem tam nowa i mówiąc szczerze to nie dałabym wszystkiego żeby chociaż z tobą się przejść. Sam się przyczepiłeś ale lepiej żebyś się odczepił.-odpowiedziałam zmieniając piosenkę na Hello-Adele.Przystanął. Pewnie nigdy nie słyszał taki słów od dziewczyny.Ale szybko się ogarnął.
-A czemu mam się odczepić?
-Bo pewnie masz dziewczynę, z którą będę miała kłopoty. Więc radzę ci się odwalić.-ucięłam i z gracją wskoczyłam do autobusu,który odjeżdżał właśnie-lepiej skacz bo następny będzie za 15 minut, a jest 8.35!
Chłopak wskoczył niezdarnie do środka i o mały włos przewróciłby się pociągając mnie za sobą.
-Jak masz na imię?-zapytał.
-Elsa. Elsa Wright-odpowiedziałam-a ty?(mina ta druga na górze )
******************************************************************************
*bez perspektywy*
Elsa pociągała Jack'a coraz bardziej swoimi ciętymi odpowiedziami. Dziewczyna nie wiedziała, że z każdą kolejną ciętą odpowiedzią, pogłębiała uczucie chłopaka do niej.Nawet nie czuła, że gdy na niego patrzy rzuca mu powłóczyste spojrzenie. O takie.Chłopak prawie zwariował gdy usłyszał jej śmiech. Był czysty,perlisty, jak delikatne uderzanie pałeczką, w sople lodu.
Jednym słowem: Zakochał się w niej bez pamięci.(No dobra to nie było jedno słowo)
Dziewczyna też się w nim powoli zakochiwała,ale nie tak jak on w niej. Zwykle dziewczyny potrzebują więcej czasu. Tak też było w tym egzemplarzu lodo-władnej dziewczyny.
******************************************************************************
Trochę na początku nudny ale później myślę, że jest nieźle.
Do zobaczenia!

Sonata Ice








































środa, 11 listopada 2015

Prolog

Prolog 1



   Elsa 

Nazywam się Elsa Wright. Mam 18 lat i mieszkam w Nowym York'u, w dzielnicy Brooklyn, przy ulicy 9th St, w apartamencie z widokiem na Park Slope. Mieszkam tam ze swoim psem, Icily'm. Mój pupil jest rasy Husky. Niebieskooki,biało-czarny pies z poczuciem humoru jak żaden inny.
Nie jestem typem imprezowiczki.Jestem nieśmiała i ledwo wiążę jakiekolwiek przyjaźnie. Wolę się uczyć, żeby kiedyś polecieć do Europy, do Paryża. Tam kiedyś -tak mi powiedziano- mieszkała moja babcia. Eve Adelaide Astor. Miała kiedyś tam firmę produkującą tusz do rzęs. Po dziś dzień rządzi tą firmą niejaka Alicia Avenes. Też jakaś moja daleka krewna. 
Moja rodzina mieszka w Norwegii, w Oslo. Musiałam, albo raczej chciałam wyjechać do Stanów, ponieważ nasza rodzina nie jest bogata. Moja mama jest ciężko chora, a ojciec odpuścił nas sobie gdy miałam zaledwie 2 lata. Po tym jak nas opuścił, nie widziałam go nigdy więcej. Mama wtedy chodziła do klubów i wracała do domu po pijaku. Zaledwie 5 lat temu, kiedy miałam 13 lat, mama ogłosiła mi, że jest w ciąży z facetem, którego nawet nie zna. Doszło między nami do drobnych nie porozumień, ale w końcu musiała mi przyznać rację. Rok później, urodził się Daimen. Ma krukoczarne włosy, brązowe oczy, 2 przednie zęby i zawsze przyklejony uśmiech do twarzy.Mama kazała mi go zabrać do Stanów, bo nie dawała rady się nim opiekować i to ja będę musiała go odprowadzać do szkoły. Uczyłam go języka angielskiego, przez rok i muszę stwierdzić, że daje sobie radę. Jutro ma pójść do amerykańskiej szkoły nr 165 blisko Franz Sigiel Park. Wczoraj poszliśmy do marketu kupić mu podręczniki, zeszyty, kredki,itp. Nie obeszło się bez farb, kredek i innych naciągnięć na mój budżet. Ostatnio ta Alicia Avenes dostała list od naszego opiekuna i odrazu przelała nam na konto 30 tys. dollarów. Musimy się tym wyżywić do następnych wakacji.Jutro muszę odwieść młodego do szkoły i samej pójść do collegu. Jutro mój pierwszy dzień. Strasznie się boję. Ale nie dlatego, że sobie nie poradzę. To dlatego, że mam moc lodu iśniegu. Dlatego wyglądam jak wyglądam. Inaczej.